niedziela, 10 sierpnia 2014

Dwa piętra niżej

Tak jak planowaliśmy, tak zrobiliśmy - zrezygnowaliśmy z trzeciej opcji noclegu w bed&breakfast i postanowiliśmy zostać w naszym mieszkaniu. Niestety jednak nasz apartament był już zajęty i musieliśmy przenieść do innego - dwa piętra niżej. Wczoraj po całodziennej wycieczce znaleźliśmy w naszym dawnym apartamencie klucze z prośbą byśmy się przenieśli  do 10.30 dnia następnego. Ale kto o tej godzinie wstaje w niedzielę? Na pewno nie my, tak więc choć padnięci po wyprawie to zdołaliśmy się przeprowadzić.
A wycieczka była bardzo udana. Tym razem naszym celem była Mdina, Stare Miasto Malty, pierwotna stolica, zanim została przeniesiona do Valetty. Urocze, ciche, pełne ślepych uliczek. Zwiedziliśmy dwie wystawy, historię rycerzy maltańskich i muzeum tortur ale niestety średnio byliśmy zadowoleni. Zdecydowanie lepiej podziwiać widoki z murów miejskich rozprzestrzeniające się na całą wyspę.
Zaraz obok Mdiny (po drugiej stronie ulicy) znajduje się Rabat. W samym centrum tego przyjemnego miasteczka znajduje się grota, w której miał modlić się św. Paweł po rozbiciu się na wyspie. Oprócz groty zobaczyliśmy też schrony z czasów Drugiej Wojny Światowej oraz historyczne katakumby. Istny labirynt, gdyby nie strzałki to można byłoby się w tych podziemiach pogubić.
Wieczór postanowiliśmy spędzić w chyba najbardziej turystycznym miejscu Malty - w miejscowości Bugibba. Tutejsze Międzyzdroje! Hotele, bary, knajpy i mnóstwo sklepików z "pamiątkami" gdzie mogłam do woli nasycić oczy. Powrót do domu trwał chyba trzy godziny, autobus, prom, autobus i autobus. Ale było warto! 



Przydało nam się trochę turystycznego wysiłku po ostatnich dniach lenistwa.
A leniuchujemy ostatnio znacznie, nadrabiając zaległości książkowo-filmowe. Ale wyspy nie zaniedbujemy, wciąż wynajdujemy nowe rzeczy do odkrywania.  Byliśmy w Gharb, gdzie odwiedziliśmy wioskę rzemieślniczą Ta'Dbiegi oraz sanktuarium Ta'Pinu. W wiosce obserwowaliśmy dmuchanie szkła, kowalstwo artystyczne oraz wyroby koronkarskie. Bazylika z kolei jest tutejszym ośrodkiem pielgrzymkowym,  perełka architektoniczna,  wielka budowla na właściwie,  że pustkowiu. Moczyliśmy też nogi w Inland Sea,  które znjaduje się zaraz obok Lazurowego Okna. Poprzez tunel w klifie woda morska wpływa w głąb lądu tworząc całkiem spore jeziorko.  Skałkowaliśmy też po klifach otaczających Xlendi,  choć skałkowanie to za dużo powiedziane - wszędzie tu schodki i wytyczone szlaki.  Niemniej jednak krajobrazy nieziemskie, idealna sceneria dla Gwiezdnych Wojen.
Mówiąc o klifach nie możemy zapomnieć o najpiękniejszych jakie tu widzieliśmy - Sanap Cliffs. Niesamowite uczucie stać na szczycie skały, nad sobą ogrom nieba,  a 30 metrów niżej ogrom morza. Nasz pobyt tam nie tylko nasycił nasze oczy, ale też podniebienie,  bo właśnie tutaj nasza gozytańska znajoma Maja zorganizowała nam piknik pełen lokalnych smakołyków i wina. Co jedliśmy to już będziemy się chwalić pokazując zdjęcia.  ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz